Geoblog.pl    goroholiczka    Podróże    Rumunia 2008    dzień czwarty
Zwiń mapę
2008
21
lip

dzień czwarty

 
Rumunia
Rumunia, Sibiu
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 1134 km
 
Budzi mnie dźwięk dzwoneczków. Oznacza to,że pasterze wypędzają owce gdzieś wyżej. Wstaję i idę się ‘wykąpać’. Woda w prowizorycznym kranie lodowata, ale przecież myć się trzeba. Robię też pranko i rozwieszam do suszenia. Powoli budzi się ekipa. Postanawiamy z Kasią umyć głowy. Jest to nielada wyzwanie.

Przygotowujemy śniadanie – musli, mleko w proszku i bakalie. Niespiesznie pakujemy namioty i cały sprzęt i dalej szlakiem pokonujemy kolejne metry. Gdy wychodzimy powyżej granicy lasu, zaczynamy podziwiać piękne widoki. Wiemy też,że dnia dzisiejszego musimy pokonać kolejne prawie tysiąc metrów w pionie. W pewnym momencie przez nieuwagę gubimy szlak. Dla nas to jednak nie stanowi większego problemu. Wiemy, że musimy dostać się na grań. Zatem prosto w górę idziemy spokojnie. Po drodze mijamy owce, które dzień wcześniej dały nam mleko. Po trzech godzinach wspinania się docieramy na przełęcz Sana Suruli (2113 m). Tu krótki odpoczynek i trawersem (już szlakiem grzbietowym – czerwone paski) mijając szczyty Vf. Surul i Capul Surul (oba po 2247 m) docieramy na przełęcz Curm. Rosilor. Natykamy się tu na pierwsze osiołki i kolejne owieczki. Widoki zapierają dech w piersi. Wiemy już, po co męczyliśmy się półtorej dnia. Warto było. Już wiemy, po co przyjechaliśmy właśnie tu.

Przed nami kolejny szczyt – Vf. Budislava (2343 m). Całkiem żwawo wdrapujemy się na górę. Wieje niemiłosiernie, więc dość szybko schodzimy poniżej szczytu. Tu otwieramy mapę i staramy się rozgryźć panoramkę. Planujemy też dzisiejszy nocleg. Chcielibyśmy dojść do Sana Scari, gdzie znajduje się schron. Wiemy jednak, że przed nami jeszcze kawał drogi. Zdajemy sobie też sprawę, że możemy tam nie dotrzeć.

Z Budislava idziemy w kierunku Jeziora Avrig (2007 m). Gdy dostrzegamy je z góry w oczach stają nam łzy. Jest pięknie. Typowo polodowcowe jeziorko. Nad nim dostrzegamy rozbite namioty. Zatem schodzimy na dół. Nad jeziorem postanawiamy pozostać na noc. Tym bardziej, że zbierają się chmury, które wyglądają niepokojąco. Tu też po raz pierwszy korzystamy z apteczki – w celu reperacji namiotu. I tu wielu z Was mogłoby się zdziwić, do czego może służyć nitka, prezerwatywa, kropelka. W każdym razie stelaż od namiotu nie miał prawa po raz kolejny się zepsuć. Rozbici obok Węgrzy patrzyli na nasze poczynania z powątpiewaniem. Ale my wiedzieliśmy swoje – grunt to pomysłowość.

Posiłek i tym razem okazał się wyśmienity. Żurek, kuskus, salami, przyprawy, warzywka. I niech ktoś tylko powie, że z lio nie można zrobić super posiłku. Gdy tylko zapakowaliśmy się do namiotów zaczęło padać. W nocy rozpętała się burza jakich mało. Trwała dobrych kilka (ok 8-10) godzin. Pioruny waliły w okoliczne skały. Momentami miałam wrażenie (a może tak było rzeczywiście), że trzęsła się ziemia.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedziła 4% świata (8 państw)
Zasoby: 69 wpisów69 0 komentarzy0 0 zdjęć0 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
10.06.2009 - 15.06.2009
 
 
21.06.2009 - 04.07.2009
 
 
14.08.2008 - 23.08.2008