Wywlekłam się z namiotu i wdałam się w rozmowę z Węgrami. Dowiedziałam się od nich, że prognozy pogody nie są optymistyczne – pogoda miała poprawić się dopiero na łykend. A była dopiero środa. Decyzja była jednogłośna. Schodzimy na dół. W takich warunkach nie zdobędziemy szczytu – Negoiu, już nie mówiąc o kolejnych. Ulewny deszcz powodował śliskość szlaków, do tego upiorny wiatr, który mógł nas zdmuchnąć jak zapałki. A tuż za jeziorem rozpoczynał się odcinek z łańcuchami i ekspozycją. Woleliśmy nie ryzykować.
Z ciężkim sercem lotem błyskawicy spakowaliśmy plecaki i ruszyliśmy w dół doliny (szlak – niebieskie kółka). Z każdym krokiem niżej, robiło się coraz cieplej i cieplej. Coraz mniej było też chmur. Kilkaset metrów niżej wyjrzało słońce. Pozbywamy się pelerynek, wyciągamy aparaty i zachwycamy się okolicą. Po trzech godzinach od startu jesteśmy przy schronisku Cabana Barcaciu (1150 m). Schronisko zachwyca nas swoim pięknem – typowo górskie schronisko z lat 70-80tych w Polsce. Ale co najważniejsze jest gdzie się wysuszyć. Postanawiamy spędzić tu dzisiejszy dzień. Rozwieszamy pranko, rozpalamy w piecu kaflowym i zamawiamy pierwszy regionalny posiłek – mamaliga. Nieco dziwne na pierwszy rzut oka, ale smakuje nieźle. Potrawa przyrządzona jest z mąki kukurydzianej z dodatkiem bryndzy i śmietany.
Klimat schroniska dodatkowo tworzyły zwierzaki – cała masa psiaków i osiołków. Przemiłe zwierzaki. Podchodziły, zaczepiały i kazały się głaskać. Mało brakowało, a zabralibyśmy małe łobuzy. Oglądaliśmy też księgi pamiątkowe schroniska. Praktycznie każdy polski wpis opisywał pogodę jaką i my mięliśmy – deszcz, burza, leje, deszcz, burza, wiatr.
Wieczorem do schroniska zaczęły schodzić inne osoby – grupa Niemców i Rumunów. Niemcy, jak to Niemcy – hałaśliwi i zamknięci. No może poza jednym Niemcem, który zaskakiwał kilkakrotnie. Rumuni – na początku cisi i stojący z boku. Dopiero jak zaprosiliśmy ich do naszego stolika to się rozkręcili. Od słowa do słowa (my nie znając rumuńskiego, a oni polskiego ni innych języków) zaczęliśmy rozmawiać. Okazało się, że oni wybierają się na Negoiu. Gdy dowiedzieli się, jaka pogoda panuje na górze troszkę zwątpili. I znów w naszym słowniku pojawiło się kilka nowych rumuńskich słów. A pismo obrazkowe pozwoliło na lepszą komunikację. Późną nocą już byliśmy bardzo zaprzyjaźnieni z Rumunami.