samego rana tuż po kąpieli w prowizorycznej łazience (zlew na dworze z lodowatą wodą) dostajemy prezent od Rumunów – własnej roboty słoninkę, pomidorki i papryki. My obdarowujemy ich naszymi lio. Na śniadanie postanawiamy zamówić sobie ichniejsze omlety – z bryndzą. Tylko Kinga wyłamuje się i zamawia z grzybkami. Pałaszujemy je.
Wnet otwierają się drzwi i wchodzi Kinga z pomidorem, w którym tkwią zapalone trzy świeczki. Wszyscy jak na komendę wstajemy i śpiewamy Chomikowi ‘Sto Lat’. To właśnie tego dnia chomik kończy swoją 30stkę. Robimy wielkie zadziwienie wśród obecnych w schronisku. Chomik dodatkowo dostaje jeszcze pomidora od znajomych rumuńskich kolegów.
Pakujemy się, żegnamy ze zwierzakami, robimy fotkę pamiątkową z nawymi znajomymi i mkniemy w dół (szlak – czerwone krzyżyki). Trawersujemy Piacioral Baccaciului I znów czeka nas pokonanie tysiąca metrów w dół. Idzie się całkiem znośnie. Do pewnego momentu – asfaltu. Gdy docieramy do Gura Iibrir wiemy już,że czeka nas 14 km asfaltem do miejscowości Avrig, skąd mamy pociąg do Braszowa. Idziemy i idziemy. Słońce powoli przysmaża nas, a my wciąż idziemy i idziemy. Tuż przed wioską postanawiamy zrobić przerwę i wziąć kąpiel w rzece Raul Mare (Avrig). Jak miło zanurzyć się w zimnej rzece po tak piekielnej wędrówce asfaltem. Tu też myjemy głowy z Kasią, robimy pranko i ruszamy dalej. Nie oglądając się za siebie mkniemy szybko w kierunku wioski. Gonią nas chmury, które schodzą z gór. Szybkim krokiem docieramy do wioski. I czym prędzej pytając miejscowych o drogę docieramy do stacji kolejowej. Okazuje się,że mamy szczęście, bo za dwadzieścia minut odjeżdża ostatni pociąg do Braszowa. Ostatkiem sił wsiadamy do pociągu.