W Braszowie jesteśmy około godziny jedenastej wieczorem. Robimy rozeznanie w pociągach do Polski. Wiemy, że jedzie takowy bezpośrednio do Krakowa. Ale informacja międzynarodowa czynna jest od ósmej. Nie pozostaje nam nic innego, jak spędzić tę noc na dworcu. Ruszamy w poszukiwaniu sklepu. Tam nabywamy podstawowe produkty na kolację. Znajdujemy swój zakątek na dworcu, wyciągamy karimaty i odpalamy palniki. Po posiłku część osób zalega na karimatach by przespać się.
Około piątej rano podejmujemy decyzję o wyjście w miasto. Bo skoro już tu jesteśmy, to warto by zobaczyć, co kryje w sobie Braszów. Docieramy do głównego deptaka i rynku. Podziwiamy piękno miasta. Każdy budynek inny, każdy budynek specyficzny, każdy budynek wyjątkowy. Ale trzeba podjąć jakąś decyzję. Kinga, Chomik i ja chcemy dalej jeździć i zwiedzać. Rafał z Kasią chcą wracać. Ja pozostaję w centrum, a reszta wraca na dworzec. Umawiam się z ekipą za dwie godziny i ruszam na dalsze zwiedzanie: Cerkiew Sfanta Adormire a Maicii Domnului, Czarny Kościół, łacińskie miasto, Brama Katarzyny, Brama Schei, Cerkiew św. Mikołaja, mury miejskie. Wracam do rynku. Zaczynam wędrówkę po księgarniach. Ani się obejrzałam, a minęły dwie godziny. W umówionym miejscu czekam na ekipę. Pojawia się już tylko Kinga i Chomik. Pozostali wracają do kraju. I znów spacer po starówce i wracamy na dworzec kolejowy. Wsiadamy w pociąg do Sighisoary (Siedmiogrodu). Pociąg mocno zapchany – w Sighisoarze odbywa się średniowieczny festiwal. Mamy pewne wątpliwości co do noclegu. Obawiamy się, że może być nieciekawie. Ale już w pociągu czeka nas miłe rozczarowanie. Młodzież praktycznie nie pije i jest spokojna.
W Sighisoarze dopada nas ulewa. Rozwiewają się nasze wątpliwości co do rozbijania się na dziko. Lądujemy na campingu w samym środku miasta. Wszędzie blisko, są łazienki z ciepłą wodą, jest kuchnia i basen. Więc nie jest najgorzej. Ulewa po jakiejś godzinie mija, a my postanawiamy udać się na zwiedzanie miasta. Festiwal już trwa. Wszędzie pełno różnorodnych zapachów, straganów i masa ludzi. Kręcimy się po mieście. Spotykamy dwójkę sympatycznych Polaków. Idziemy z nimi na piwo. Po 22 wracamy do namiotu. Zasypiamy błogim snem.