Geoblog.pl    goroholiczka    Podróże    Rumunia 2008    dzień dziesiąty
Zwiń mapę
2008
27
lip

dzień dziesiąty

 
Rumunia
Rumunia, Biertan
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 1380 km
 
Rano pobudka, szybkie śniadanie i rozmowa w administracji. Przedstawiamy swoje plany i uzyskujemy aprobatę na to co wymyśliliśmy. Szybkim krokiem udajemy sie na wylotówkę w stronę Medias. Nie mija dziesięć minut jak już złapaliśmy stopa. Wysiadamy w Saros Pe Tarnave. Tu oglądamy pierwszy kościół inkastelowany (obronny). Kościół robi niesamowite wrażenie. Opustoszały, pełen pajęczyn i tajemniczości.

Wychodzimy na drogę do Biertan. Nie mija chwila i znów zatrzymuje się samochód. To osoby, które zwiedzały z nami kościół w Tarnave. Jedziemy i rozmawiamy na temat kościołów w Rumunii. Z daleka ukazuje nam się ogromny warowny kościół w Biertan. Na myśl przywodzi mi on raczej zamek niż kościół.

W Biertan żegnamy się i podziwiamy rynek. Zapoznajemy się też z historią miejsca. Dziś zapomniana wioska na końcu świata, a kiedyś ważne strategicznie i handlowo miejsce. Idziemy w końcu zwiedzać kościół. Ten już nie robi na nas takiego wrażenia. Może jego renowacja przyczyniła się do tego, że już nie jest taki jak był. A może więcej turystów czyni takie wrażenie.


Po pewnym czasie postanawiamy wracać do Sighisoary. Zaczynają się problemy ze złapaniem stopa. Mało co jedzie w naszym kierunku, a jak już jedzie, to niestety mija nas. Dopiero po pewnym czasie udaje nam się zatrzymać samochód. I to od razu do Sighisoary. W tempie błyskawicznym jesteśmy na miejscu. Pakowanie, kąpiel, pozostawienie bagaży i idziemy na obiad. Wybieramy restaurację Rustical, którą polecili nam poznani Polacy. Każde z nas wybiera inną potrawę regionalną. Wszystko wygląda apetycznie i jeszcze lepiej smakuje.

Po obiedzie zapuszczamy się w nieznane nam dotąd rejony miasta. Omijamy szerokim łukiem tłumy i spacerujemy do dzielnicach mieszkalnych. Wieczorem wracamy po bagaże i idziemy na stację. Po drodze postanawiamy zakupić jeszcze ciastka do herbaty. A tam okazuje się, że przemiła pani sprzedawczyni zaczyna mówić do nas kilka słów po polsku. A hitem jest już jak śpiewa Ukrainę drąc się na całą ulicę: Hej, hej, hej sokoły...


Na dworcu dowiadujemy się co trzeba, kupujemy miejscówki do Polski i czekamy na pociąg. Luzacko gramy w karty i zastanawiamy się, jak będzie w pociągu do Blaj. Nagle godzinę przed odjazdem pociągu idziemy sprawdzić czy wszystko gra. Dowiadujemy się z niemałym zdziwieniem, że na pociąg do Blaj potrzebne są nam miejscówki, a tych już nie ma. Szok i przerażenie. I co teraz. Przecież miało być tak pięknie, za kilka godzin powinniśmy być w Alba Iulii. A stamtąd mięliśmy wsiąść w pociąg do Polski. Po krótkim zastanowieniu postanawiamy spędzić noc na dworcu a rano starać się o przebukowanie miejscówek.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedziła 4% świata (8 państw)
Zasoby: 69 wpisów69 0 komentarzy0 0 zdjęć0 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
10.06.2009 - 15.06.2009
 
 
21.06.2009 - 04.07.2009
 
 
14.08.2008 - 23.08.2008